• Krytycy stosowania suplementów diety

    10/04/2014

    Krytyka stosowania suplementów diety

    Od pewnego czasu pojawiają się głosy środowiska lekarskiego krytykujące suplementy diety. Propagowane są stwierdzenia, iż witaminy naturalne są za drogie, mało skuteczne, a nawet, że mają szkodliwe działanie. Krytyka taka nigdy nie jest poparta jakimkolwiek opracowaniem naukowym.

    Witaminy i minerały pochodzenia naturalnego są związkami działającymi w większości jako koenzymy. Katalizują lub inicjują reakcje biochemiczne zachodzące w organizmie człowieka, podtrzymują ciągłość przebiegu niezliczonych procesów biochemicznych, utrzymując w indywidualnej równowadze u każdego z nas dynamiczną homeostazę wewnątrzustrojową. Dzięki pracy naukowców różnych dziedzin medycznych na całym świecie wiedza o roli witamin szybko się rozwija.

    W XX wieku przetwórczy przemysł spożywczy chcą zwiększyć wydajność wprowadził wydajne i tanie technologie produkcji olei rafinowanych, białej mąki, krystalicznego cukru. Produkty te są pozbawione całkowicie niezbędnych dla organizmu składników (błonników, witamin i minerałów). Po wielu latach stwierdzono, iż rosnąca lawinowo ilość przypadków chorób cywilizacyjnych, ma związek z wysoko przetworzonym żywieniem. Dzięki ciężkiej pracy ludzi świadomych zagrożenia, następuje powolny zwrot ku produktom naturalnym.

    Powoli kształtuje się świadomość, że bez suplementów diety standard życia będzie coraz gorszy. Z ogólnodostępnej literatury można nauczyć zastosowania witamin w profilaktyce.

    Już od wielu lat dochodzi do kwestionowania przydatności suplementów diety. W mediach publikowane są informacje o niekorzystnym działaniu witamin, o interakcjach osłabiających efektywność leków, o wątpliwych korzyściach w zapobieganiu chorobom cywilizacyjnym. Niektóre krytyczne opracowania są warte uwagi. Niestety często „wylewane jest dziecko z kąpielą”. W tym przypadku ofiarami są suplementy naturalne. Oto przykłady:

    • „Witaminoholicy” („Wprost” nr 46/1997, s. 78-9); specjaliści z Health Action International twierdzą, że „suplementacja witaminowo-mineralna uspokaja tylko nasze sumienie. Pieniądze, przeznaczone na te drogie „leki”, lepiej wydać na owoce i warzywa, mleko i jego przetwory oraz produkty zbożowe”.
    • „Nadmierna ilość poszczególnych witamin może działać na organizm jak trucizna, zwłaszcza, że nie wiemy, jak po dłuższym czasie zaadaptuje się ona do syntetycznego jedzenia”; uważa prof. Ś. Ziemlański z Inst. Żywności i Żywienia, ekspert od spraw żywieniowych.”Specjaliści ostrzegają przede wszystkim przed suplementacją witaminami rozpuszczalnymi w tłuszczach A, D, E i K. Związki te mają tendencję do kumulowania się w organizmie i mogą być szkodliwe” ; ostrzega dr Ewa Marcinkiewicz z Krakowa.
    • „Mit witamin” („Wprost” nr 42/1998, s. 66-7); opisano francuski program badawczy wzbogacania żywności w antyoksydacyjne witaminy dla zabezpieczenia przed nowotworami, chorobami układu krążenia i dla określenia zależności między odżywianiem a zdrowiem. Badania mają trwać osiem lat, ale już po czterech latach ogłoszono, że „cel programu raczej nie został osiągnięty, gdyż w przeciwnym razie głośno by się mówiło o rezultatach”. Autorka tego artykułu sugeruje: „może organizm nie umie wykorzystać nadmiaru witamin i soli mineralnych. Potrzebuje tylko pewnej określonej ich ilości. Gdy dostaje ich za mało, zaczyna chorować, a nadmiar wydala”.
    • „Ofiary witamin” („Nature” nr 16/1999, s. 79-80); opisano badania wykonane na Uniwersytecie w Leicester:„wykazały one, że podawanie 0,5 g witaminy C dziennie może mieć skutki odwrotne od zamierzonych. Zbyt duża dawka tej substancji wpływa na powstawanie wolnych rodników, a nie na ich neutralizację”.
    • „Rola antyutleniaczy w zapobieganiu nowotworom jest jedną z większych legend XX wieku. Jedynie na podstawie teoretycznych rozważań wyciągnięto wniosek, że związanie wolnych rodników w substancje nieaktywne wystarczy aby ochronić człowieka przed tymi chorobami”; dowodził dr Józef Meszaros z Zakł. Farmakologii Akad. Med. w Warszawie.
    • „New Scientist” donosi: „Coraz więcej badań dowodzi, że duże dawki witamin mogą poważnie szkodzić zdrowiu. Nikt tylko nie wie, gdzie należy postawić granice bezpieczeństwa. Dlatego lepiej zrezygnować z suplementów”.
    • „Nabici w witaminy” (nr 33/2002, s. 77-8). Podtytuł „Witaminy złudzeń. Ponad 650 milionów złotych płacimy w aptekach za iluzję zdrowia. Gwarancja zdrowia w pigułce to fikcja i strata pieniędzy”. W rozdziale „Podstępny zabójca, czyli megawitamina C” można przeczytać: „Moda na witaminy w pigułkach pojawiła się przed kilkunastu laty, gdy wysunięto hipotezę, że witaminy antyoksydacyjne (C, E, beta-karoten) chronią przed tzw. wolnymi rodnikami. Wzorem do naśladowania był prof. Linus Pauling, laureat Nagrody Nobla, nazwany „papieżem witamin”. Uczony zalecał je na raka. Niestety, dotychczas nie w pełni potwierdzono tę tezę”.
    • Dr Lucjan Szponar, dyrektor Inst. Żywności i Żywienia publikuje informacje: „Radykalnie zmieniły się poglądy w kwestii zapobiegania chorobom układu krążenia. Ogromny entuzjazm, jaki towarzyszył zażywaniu witamin, przekształcił się w skrajny pesymizm”.

    Dziennikarze przyjęli postawę sędziów, wskazując na zło płynące ze strony witamin i minerałów, negując osiągnięcia uznanych na całym świecie badaczy, którzy stworzyli naukowe podstawy wiedzy o witaminach, z laureatami Nagrody Nobla na czele.

    Dlaczego?

    Myślący człowiek zadaje sobie pytanie: gdzie tkwią korzenie takiej nagonki, kto jest sponsorem tak zorganizowanej systematycznej akcji deprecjonowania walorów witamin i minerałów. Oto moja ocena: w 1968 roku Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) utworzyła Komisję Kodeksu Żywieniowego Narodów Zjednoczonych (United Nation’s Codex Alimentarius Commision), której zadaniem było m. in. ustanowienie maksymalnych dawek witamin i biopierwiastków. W marcu 2002 r. ustawodawcza grupa 626 przedstawicieli z 15 krajów Unii Europejskiej zakończyła pracę nad „Dyrektywą o Suplementach Żywieniowych”. Zmienia ona klasyfikację witamin ze składników pożywienia na preparaty lecznicze. Witaminy miałyby być wytwarzane przez globalne koncerny farmaceutyczne i sprzedawane w aptekach na receptę lekarza. Wprowadzenie tych zmian miało nastąpić od 2005 roku. Na szczęście nie doszło do realizacji tak absurdalnego projektu. Komisja uzasadniała swoją dyrektywę następująco: „w celu osiągnięcia wysokiego stopnia ochrony nabywców i ułatwienia im wyboru, produkty wprowadzane do sprzedaży muszą być bezpieczne i mieć odpowiednie etykiety”.

    Witaminy, minerały, preparaty ziołowe są pochodzenia naturalnego, dlatego nie mogą być patentowane. Można je wytwarzać masowo w różnych postaciach farmaceutycznych.

    American Association of Poison Control Center opublikował dane statystyczne na temat niepożądane uboczne skutków działania witamin antyoksydacyjnych A, C i E. Stwierdzono, iż w 2004 roku witaminy antyoksydacyjne nie spowodowały ani jednego przypadku śmiertelnego, natomiast leki syntetyczne były przyczyną 106 000 zgonów, zaś błędy lekarzy w szpitalach 7000 zgonów. Dane te odnoszą się tylko do USA, czyli do około 300 mln ludzi. Jeżeli weźmiemy pod uwagę ilości zgonów w pozostałych krajach zachodnich, to liczby te należy podwoić.

    Suplementy diety to nie leki

    Należy pamiętać, że suplementy diety nie leczą chorób. Niestety są firmy farmaceutyczne, które reklamują swoje produkty jako preparaty na … i tu wpisuje się jakąś dolegliwość, w takiej formie, aby nie sugerować wykorzystania suplementu jako leku. Jednakże, większość dolegliwości jest skutkiem konkretnej choroby…!?

    W firmach sprzedaży bezpośredniej spotkałem opracowania o tym, jak suplementy należy stosować w konkretnych chorobach… zgroza!

    Takie działania przyczyniają się do zniechęcania środowiska medycznego do powszechnego wykorzystywania suplementów diety.

    Suplementy diety w Polsce

    Dzisiaj w Polsce jest legalnie sprzedawanych ponad 1500 suplementów. Nie ma problemu z dostępnością do nich. Jednakże nie ma żadnej instytucji, która sprawdzałaby ich jakość. To „słabe” suplementy przyczynią się do pojawiania się coraz częściej krytyki stosowania suplementów diety ze strony świata medycyny. Najpopularniejsze są suplementy służące odchudzaniu i suplementy dla panów z problemami erekcji. Okazuje się, że w suplementach odchudzających bardzo często znajduje się sybutramina (związek chemiczny bardzo podobny do amfetaminy). Te suplementy powinny być natychmiast, bezwzględnie i na zawsze wycofane z rynku. W przypadku suplementów na erekcję sytuacja jest podobna. Może nie są, aż tak niebezpieczne, ale czy działają? Wiem od Pacjentów, że nie są skuteczne lub nie działają tak, jak oczekuje osoba zainteresowana. Inne suplementy, szczególne tzw. syntetyczne są mało efektywne, dlatego zawierają większe dawki poszczególnych składników. Zażywanie takich suplementów zawsze prowadzi co wyeliminowania z mechanizmów wchłaniania innych elementów odżywczych, których jest mniej. Czyli efekty bywają co najmniej niezadowalające. Człowiek każdego dnia powinie spożyć około 70 składników odżywczych. Suplementy syntetyczne prowadzą do dużego ograniczenia tej liczby. Suplementy diety pod względem prawnym traktowane są tak samo jak żywność, czyli chleb, masło, sery itd., dlatego powinny być naturalne (czyli zawierać ekstrakty z surowców naturalnych). Takie suplementy mają mniejsze dawki elementów odżywczych i są o wiele więcej efektywne w działaniu od tzw. „syntetyków”. Nie ograniczają wchłanialności witamin i minerałów z pokarmów. Na „pierwszy rzut oka” barierą może być cena, ale po dokładnym przeanalizowaniu cen i efektywności „syntetyków” myślę, że każdy wyciągnie odpowiednie wnioski. Uważam, iż są w Polsce instytucje, które mogą sprawdzać składy i jakość suplementów. Okazałoby się, że w wielu preparatach nie ma deklarowanej ilości czynnego składnika lub skład rożni się od deklarowanego. Tylko wtedy potencjalny konsument mógłby świadomie dokonywać wyboru. Wówczas z rynku znikną niewiele warte „syntetyki” lub suplementy prawie naturalne.

    cdn...

    Sławomir Puczkowski

Blog dr. Puczkowskiego